CZY ZDRAJCA,,,,,MÓWI GRNERAŁ JAN GRUDNIEWSKI
CZY ZDRAJCA,,,,,MÓWI GRNERAŁ JAN GRUDNIEWSKI
W rosyjskim portalu ujawniono ..., że mimo niskiego budżetu na badania szczepionka Sputnik V, to światowy przełom naukowy! czytaj więcej
Ostatnio odwiedziłem Plaże Stogi w Gdańsku a później zawitałem do mariny w Porcie Gdynia ....Zobaczcie co tam się działo? czytaj więcej
Prawo jakie jest , każdy wie ale jak działa, to trzeba na własnej skórze to poznać! Dyskutanci zaproszeni przez Czerwonego Korsarza mówią o Polskim Wymiarze Niesprawiedliwości.... czytaj więcej
http://telewidz.neon24.pl/post/126565,jestem-tym-ktory-popiera-grzegorza-brauna
Nie wierzyć żydokomunie!!
Dla mnie Kuklinski to zwykle scierwo wykreowane na bohatera.
Ich miejsce u boku Jaruzelskiego i Kiszczaka. Było i jest.
Nie rozumiesz mnie Zdzichu. Ja nie oceniam Kuklińskiego. Nie znam motywów jego postępowania. Nikt z nas nie zna. Ja tylko wyrażam opinię o losie naszego narodu.
A tutaj nawet wyjdzie taniej, bo "generała" Grudniewskiego będzie można upchnąć obok Kulińskiego.
Może jeszcze i niezłomnego pana Hadacza dałoby się dokooptować na cokole - byłaby bardzo przyzwoita kwadryga, - ale tylko na czas trwania IIIŻydo-RP niestety.
A tak na prawdę, to oceniłeś Kuklińskiego na podstawie "tego co się czyta", czyli: "szpieg działający na rzecz obcych mocarstw."
Jest to wysoce oszczercza bzdura! Ja znałem Kulkińskiego osobiście i dużo z nim rozmawiałem. Nie piszę o tym, ale mogę potwierdzić, że to co napisał "moher" na jego temat powyzej, moher 08.11.2015 00:10:10, odzwierciedla rzeczywistość. Z pierwszej ręki!
czy brak prawdziwego spojrzenia na ten problem ze strony wyznawców słuszności dla miana bohatera? Kukliński jest jeden a tych którzy go chlubią dziesiątki tysięcy. Tak więc nie o niego a o tą wielką niewolników rzeszę bym się martwił. Ich działania i osądy są wyryte na obrazie współczesnej Polski.
Zdrajcą jest każdy który nieprzymuszenie służy obcemu "panu".
:-))))
Góralem ze wzgórz Golan???
Nie mieli wywiadu, analityków, zdrowego rozsądku??
Bzdura.
100/100.
Trudno osądzać jednoznacznie Kuklińskiego, ale nie można z niego robić bohatera i wzoru.
A to się robi w celu destrukcji.
Nie wnika się w powody zdrady, co nim kierowało etc. Złamał dane słowo tracił honor i tyle. Zatem komuchy pozbawiając go stopnia postępowały prawidłowo. A KAŻDY CZŁOWIEK HONORU POWINIEN MIM GARDZIĆ i wybaczyć .
"Kukliński ostrzegł Amerykanów, by nie zdobywali Polski siłą, bo wtedy nadzieją się na zaporę atomową. Muszą...
wybrać wariant nr 2 pt Solidarność."
A to już propagandowy odmóżdżony bełkot, A z jakich źródeł pochodzi ..... ?
Powszechnie wiadomo że to NATO zamierzało postawić barierę na terenach PRL-u odcinając drogę wojskom II rzutu. I tu rola naszego obrzydłego zdrajcy swą zdradą sprecyzował cele tego bombardowania. W takim Radomiu miały eksplodować tylko cztery głowice
Wojska UW obronę rozumiały jako atak, broń atomowa miała być użyta na terenie Europy przede wszystkim taktycznie . Nie operacyjnie. Wątpiącym przypominam że zdobywanie ruin mija się z celem i rozumem
Mam jednak dobre wyjście z tej sytuacji:
Zbudować mu pomnik w centrum Warszawy, ale napis i popiersie umieścić na tak wysokim cokole, by nikt, nawet ten o sokolim wzroku, nie był zmuszony do oglądania jego facjaty. Przy okazji cokół ten mógłby służyć jako podstawa turbiny wiatrowej .
I wszyscy będą happy.
P.S. A właściwie , to dlaczego ten Grudniewski jeszcze nie jest marszałkiem?
wybrać wariant nr 2 pt Solidarność."
Ja zaprzeczyłem że zamiarem sowietów było budowanie jakiejkolwiek zapory atomowej. A było to zamiarem jankesów.
A jeśli chodzi o plany to nasuwa się mi wizyta Forda w Mielcu- pamiątki po COP-ie i słowa co mu się w tych latach wypsnęły i zostały zapamiętane. A był to ówcześnie zakład ilościowo przynajmniej dorównujący produkcją takim tuzom jak jankeski LM co to wcisnął nam "jaszczembie". A i niedawno łyknął PZL Mielec z Sikorskim.
Zatem założona teza o zdradzie tego mendy została potwierdzona przez Ciebie
A jesli już zdecydowałeś się pisać takie brednie jak: "wyszło tragicznie dla Polski, .. ku pamięci tych wszystkich Ofiar- Polaków którzy stracili życie w wyniku tej "bezkrwawej" transformacji", to wymień choć jedną osobę, która zginęła z powodu bohaterskiego czynu Kuklińskiego.
Ja przynajmniej znam dwie takie osoby: są to dwaj synowie Kuklińskiego, których "partia zlikwidowała w rewanżu" po to tylko, aby ojciec cierpiał więcej do końca swojego własnego życia.
Rozmawiałem z Kuklińskim i powiedział mi, że wolałby samemu być uśmierconym.
Czynu tego dokonali Twoi bohaterowie: Jaruzelski i Kiszczak - oczywiście za pomocą swoich oficerów-bandytów, którzy dotrzymali przysięgę.
Zaś co do Kuklińskiego, to naiwnym w tamtych czasach to mogłem być ja- wtedy młokos. Gdzie on poleciał z tymi "sensacjami"? do samej paszczy tej światowej hydry? Która i tak już nas od dawna rozpracowywala? Co Pan też uważa że Polska odzyskała wolność?
Dla mnie byłby Kukliński bohaterem gdyby przedostał się do Gierka i ostrzegł go przed szykowanym mu puczem a wczesniej pomógł mu pogonić sabotaźystów. I tyle na ten temat.
Odpowiedź na to pytanie pozwoli stwierdzić, czy Kukliński chciał dobrze dla Polski ale był naiwny, czy po prostu był kolejnym rzecznikiem żydowskich interesów, kreowanym przez koszerno-konserwatywne media na patriotę.
Zas kultura dyskusji wymaga przestrzegania pewnych zasad, m.in jeżeli chcę być zrozumiały, to trzeba zrozumiale się wyrażać.
Ryszard Jerzy Kukliński ( pseudonim Jack Strong ) (ur. 13 czerwiec 1930 - zm.11 lutego 2004) , polski pułkownik, szpieg dla NATO podczas Zimnej Wojny. W latach 1971 i 1981 przekazał tajne dokumenty Układu Warszawskiego do CIA. Nie przekazał żadnych dokumentów n.t. Wojska Polskiego, ani polskiego systemu obronnego. Jedyne dokumenty, które przekazał do CIA były n.t. Układu Warszawskiego i Armii Czerwonej . Nie zdradził Polski jako że "Polska Rzeczpospolita Ludowa" była krajem nielegalnym stworzonym niezgodnie z prawem i przeciw woli obywateli polskich po II-ej Wojnie Światowej przez Sowietów. Przekazane dokumenty zawierały plany ataku nuklearnego na kraje NATO; atak który ewentualnie rozpocząłby III-a Wojnę Światową . Jego bohaterski czyn pozwolił USA zapobiec tej katastrofie. (Kukliński) później zapłacił najwyższą cenę. Jego dwaj synowie zostali zabici przez nieznanych zabójców, najprawdopodobniej przez byłych agentów KGB.
A Kukliński zdradzil OKUPANTA POLSKI, za co żydo-komuna (w tym Kosiur, עִירָא ("ireneusz"), itp.) wystawiła mu wyrok śmierci.
Proste jak drut i nie ma nad czym się zastanawiać.
Ooooooooooo kolejna teoria spiskowa??????
Jak nic miesci sie w tej notce
http://dd.neon24.pl/post/127208,historyczne-bzdury
dla wielu tutaj piszacych ten okres to nie byla okupacja Polski, to tylko gospodarska wizyta sowietow , ktora trwala 45 lat 8-)))))
„Na tle tych, obowiązujących wszystkich rygorów i zasad pewne zachowania płk. Kuklińskiego budziły zdziwienie pracowników pionu operacyjnego Sztabu Generalnego (Zarząd I Operacyjny, Zarząd Topograficzny, Oddział [Zespół] Szkolenia Operacyjnego, Dyżurna Służba Operacyjna), a wydaje się, że również innych komórek organizacyjnych i dowództw (okręgów wojskowych, rodzajów sił zbrojnych). Zachowania te można podzielić na dwie grupy: takie, które powinny wzbudzić zainteresowanie kontrwywiadu, i takie, które stanowiły wyraźne naruszenie obowiązujących przepisów, regulaminów i norm prawnych.
Dla przykładu wymienię kilka z nich:
– Życie na poziomie znacznie przewyższającym warunki bytowe oficerów, którzy otrzymywali takie samo jak on uposażenie wojskowe (budowa segmentu domu w najbardziej atrakcyjnym miejscu stolicy; kupno sadu i urządzeń do jego obsługi – traktor, maszyny; kupno i utrzymanie prywatnego jachtu pełnomorskiego; posiadanie prywatnego samochodu osobowego).
– Odbywanie systematycznych rejsów wspomnianym jachtem do tzw. strefy zachodniej (koszty, łatwe otrzymywanie zezwoleń, samodzielność w kompletowaniu załogi).
– Stanowcze i skuteczne odmawianie służby (a nawet obowiązującej oficerów praktyki) poza Sztabem Generalnym WP (nie stanowiło to jednak przeszkody w awansie na pułkownika).
– Systematyczne opuszczanie miejsca pracy w godzinach służbowych bez wiedzy i zgody przełożonych (na 2-3 godz. i dłużej). Stały ceremoniał: Panowie, jeżeli szef będzie o mnie pytał, to powiedzcie, że nawalił mi samochód i udałem się do warsztatu albo powiedzcie coś innego, on i tak mi uwierzy. Oszukiwaliśmy generała bardzo często i wszyscy byli zadowoleni.
– Stałe konflikty z personelem tajnej kancelarii i sekcji dokumentacji specjalnej, a często również z podległymi oficerami, na tle przetrzymywania dokumentów, zagubienia lub przekazywania (udostępniania) ich nieupoważnionym osobom.
– Bardzo częste wykonywanie prac lub samodzielne przebywanie w pomieszczeniach zarządu po godzinach służbowych, także w nocy i w dni wolne od zajęć służbowych.
– Niczym nieuzasadnione kreowanie mitu oficera niezastąpionego (prace i informacje całościowe – tylko „ja”, pozostali oficerowie – tylko zadania wycinkowe)”.
Pisano o tym już wcześniej, ale nigdy nikt nie próbował odpowiedzieć na te wątpliwości. Babula stawia raz jeszcze te pytania, ale nie formułuje wniosku ostatecznego. Czytamy:
„Do wybitnych „znawców” sprawy płk. Kuklińskiego kieruję więc pytanie: czy możliwość prowadzenia przez niego tak aktywnej działalności szpiegowskiej, przy jego odbiegających od norm zachowaniach (w służbie i poza nią), wynikała z niskiej skuteczności funkcjonującego w Sztabie Generalnym systemu kierowania, kontroli i nadzoru czy też celowo i świadomie ktoś rozłożył nad nim parasol ochronny?
A oto jeden z licznych (wiele z nich mam udokumentowanych) przykładów dziwnych zachowań płk Kuklińskiego.
Pewnej niedzieli, latem 1979 roku, ok. godz. 12.00 w południe zostałem wezwany przez służbę dyżurną Sztabu Generalnego do natychmiastowego stawienia się w miejscu pracy – okazało się, że tylko ja byłem „uchwytny” telefonicznie. Powód wezwania: w gabinecie mojego szefa (był nim wówczas płk. Kukliński) szczeka pies. Trzeba coś z tym zrobić, bo jego właściciel zniknął, a pies nie daje się uspokoić. Dyżurny powiedział mi, że płk Kukliński przyjechał do Zarządu ok. godz. 9.30 z psem, bo miał coś bardzo ważnego do zrobienia. To było tak „ważne i pilne zadanie”, że natychmiast oddalił się w niewiadomym kierunku. Około godz. 13.30 pułkownik, jak nagle znikł, tak nagle się pojawił. Zabrał psa i wyjechał. Gdyby komuś z nas coś takiego się wydarzyło, to prawdopodobnie wyleciałby z Zarządu – a tu nic. Warto zaznaczyć, że kiedy szef (Kukliński) miał takie „pilne i ważne zadania”, a miał je często, nigdy nie zgadzał się na deklarowaną przez nas pomoc. Chciał być sam, chociaż nie było to zgodne z przepisami. Przełożeni wiedzieli o tych jego dziwnych praktykach.
Chciałbym także zwrócić uwagę na bardzo ciekawą, moim zdaniem, okoliczność. Otóż w każdym wypadku odkrycia szpiega w tak ważnej instytucji, jaką jest sztab generalny – a zdarzały się takie wypadki – zawsze „leciały głowy”. Osoby odpowiedzialne (przełożeni) byli objęci śledztwem, a następnie sądzeni i skazywani na wieloletnie więzienie lub degradację i wydalenie z wojska. Były także kary śmierci – choć dla innych pracowników – albo uprzedzające spodziewaną karę samobójstwa.
W wypadku Kuklińskiego było zaś zupełnie inaczej. Po odkryciu jego szpiegowskiej działalności nie było śledztw, spraw sądowych ani kar. Ba, co więcej – całą sprawę starano się wyciszyć, zabraniając nawet rozmów na ten temat, a prawie wszyscy przełożeni „bohatera” tej największej po wojnie afery szpiegowskiej w krótkim czasie byli awansowani na wyższe stopnie wojskowe lub stanowiska służbowe. Jest to tym bardziej niepojęte, jeśli sobie uświadomimy, że działo się to w rygorystycznym systemie, właściwym dla ówczesnej władzy autorytarnej, działającym pod nadzorem partii kierowniczej oraz rozbudowanych służb specjalnych – własnych i ZSRR.
Zastanawia też brak zainteresowania strony radzieckiej (po 7 listopada 1981 r.) ucieczką Kuklińskiego. Nie były również wprowadzone istotne zmiany w opracowanych wcześniej planach operacyjnych i specjalnych, a także w obowiązujących systemach dowodzenia czasu „P” i „W” (miejsca funkcjonowania i rejony rozwinięcia, drogi przegrupowania, obsady kierowniczych stanowisk, systemy łączności, w tym tabele rozmównicze)”.
Tok rozumowania autora jest taki – to było nienormalne, a więc Kukliński musiał być „kryty”. Przez kogo? To proste – przecież nie przez Amerykanów. Był „kryty” przez wywiad sowiecki GRU.
Taką tezą wysunął już płk Henryk Piecuch, autor wielu książek o tematyce szpiegowskiej. W połowie lat 90. „Komsomolskaja Prawda” opublikowała (przemilczany w Polsce) bardzo obszerny i szczegółowy artykuł, w którym jasno stwierdzono, że Kukliński był agentem GRU i został zwerbowany przez Amerykanów „pod przykrywką” tegoż wywiadu. W 1981 roku „uciekł” za wiedzą Moskwy, która posłużyła się nim jako „listonoszem”, który miał powiadomić USA o planowanym stanie wojennym. Brak reakcji Moskwy na fakt ucieczki Kuklińskiego był znamienny, cisza ze strony Waszyngtonu została odebrana (także przez gen. Jaruzelskiego) jako przyzwolenie na wprowadzenie stanu wojennego.
Do końca oczywiście nie znamy wszystkich aspektów tej sprawy i pewnie długo nie poznamy. Ale jedno jest pewne – hagiografowie Kuklińskiego w Polsce powinni raczej siedzieć cicho a nie domagać się kolejnych hołdów. Czynił to natarczywie Józef Szaniawski, ale to nie dziwne, bo on sam był oskarżony o współpracę z CIA, więc lansował tezę, że agent CIA może być największym bohaterem i patriotą. Są i inni zwolennicy tej tezy. Tymczasem jest to nie tylko uwłaczające narodowi polskiemu, ale i bardzo ryzykowne.
Magda Braun
http://sol.myslpolska.pl Ps....Majsterszyk! Dwa w jednym. Podesłano do USA listonosza i
Specjalistę praktyka i teoretyka od przygotowania Stanu Wojennego.
Praktykę zdobył w 1968 w Czechosłowacji i 1980 w Polsce.
Dzięki niemu USA jest dziś wyśmienicie przygotowane do wprowadzenia Stanu Wojennego. Ciekawy aspekt to sprzedaż ( w celu uwiarygodnienia, bo nic za darmo) rosyjskich „żydów” do USA. W chwili obecnej agentura wpływu stworzona ze „sprzedanych” USA żydów może zachwiać potęgą Ameryki. Są też głosy, iż podobno (wg. Kuklińskiego) żywcem wrzucony do pieca szpieg Oleg Pieńkowski (wg. Bogusława Wołoszańskiego Pieńkowski nie został stracony, choć taką informację oficjalnie ogłoszono, lecz zesłany do tajnego obozu na Syberii, gdzie popełnił samobójstwo przecinając sobie żyły drutem kolczastym) też nie był tym, za kogo go mamy.
Kukliński nie znał planów mobilizacyjnych i wojennych Układu Warszawskiego.
Adam Zawrat. http://3obieg.pl/wp-content/uploads/2014/02/kukli%C5%84ski-podpisy.jpg Trudno znaleźć podobny do Polski kraj na świecie, w którym bezkarnie można manipulować opinią publiczną. Media w ręku kilku profesjonalistów są w stanie w naszym kraju zmusić znaczną część społeczeństwa do odrzucenia problemów i trosk i zajęcia się tematami drugo, a nawet trzeciorzędnymi. Niewątpliwie takim tematem dalekim od nurtującej nas rzeczywistości, jest podgrzewany przez pewną grupę zwolenników osoba znanego szpiega na rzecz CIA. Doszło nawet do tego, że 10 lat po jego śmierci, przeciwników nadmiernego uhonorowywania nazywa się agentami PRL-owskiej agentury. Jednym słowem mamy wszyscy nie tylko mówić, ale i myśleć zgodnie z wykładnią tych środowisk. Według ich oceny powinniśmy się wszyscy wstydzić, że dotychczas ich bohater nie został odznaczony Orłem Białym i mianowany na stopień generalski. Dla podkreślenia rangi i znaczenia tej szpiegowskiej działalności, w przypadku braku wydarzeń zasługujących na medialne rozpowszechnienie, fakty zastępuje się niedopowiedzeniami, życzeniami i tzw. mijaniem się z prawdą.
Czytając w jednym z dzienników, że III wojna światowa wisiała na włosku i tylko dzięki polskiemu szpiegowi, który rzekomo-” doskonale znał plany mobilizacyjne, plany wojenne Układu Warszawskiego i strategię ataku, ponieważ sam przygotowywał kolejne warianty wojny z zachodem”- nie doszło do jej rozpętania. Niewątpliwie, Amerykanie dobrze ulokowali swojego szpiega, ale fakty są takie, że do tego typu tajemnic nikt z Polski nie miał dostępu, więc nie tylko ich nie opracowywał, ale i nawet o tym nie słyszał. Oczywiście taka bzdura została napisana i przez laików przyjęta do wiadomości. Należy w tym miejscu również zaznaczyć, że nie jest prawda, by ten polski szpieg miał kiedykolwiek dostęp do polskich planów wojennych, bowiem zajmowane przez niego stanowisko szefa oddziału nie upoważniało, co do wglądu w te sprawy. Temat został szeroko opisany w innym artykule. Dlatego twierdzenie, że „Szczegółowe plany agresji sowieckiej przekazał USA płk Kukliński” jest nieprawdziwe.
W dalszej części artykułu autor przedstawia rzekomo odkryty scenariusz przyszłej wojny, w której jest mowa o 320 uderzenia jądrowych na obiekty NATO i odwetowe uderzenie na drugorzutowe wojska Związku Radzieckiego na rubieży Wisły oraz zadaniach Wojska Polskiego w przyszłej wojnie. Otóż i w tym wypadku jest to mijanie się z prawdą, bowiem według wiarygodnych źródeł był to jeden z wariantów ćwiczeń dowódczo-sztabowych wysokiego szczebla, a w których pułkownik K uczestniczył. Jednak między ćwiczeniem ,a planami wojennymi jest wielka różnica i zapisywanie tego „odkrycia” na konto „bohatera” jest manipulacją.
Zapewne w roku 1973 odbywały się ćwiczenia wojsk Układu Warszawskiego, ale wielką bzdurą jest pisanie o tym, by 2 miliony żołnierzy ćwiczyły atak na Zachodnią Europę. Wystarczy trochę policzyć i pomyśleć. No, ale co się nie robi dla sensacyjności artykułu, zwłaszcza, gdy się nie ma zielonego pojęcia o takich przedsięwzięciach. Politowania godne są też informacje osobistych zasługach pułkownika K w czasie takich ćwiczeń, w których jego geniusz został odkryty przez generała Ustinowa / ministra obrony ZSRR /. Trzeba wiedzieć przy tym, że Ustinow był Marszałkiem, a na planach operacyjnych nie znał się, ponieważ był umundurowanym cywilem, więc i tej reszty z poklepywaniem też nie było.
Czytając tego typu artykuły, iż informacje pułkownika K były przełomem w polityce USA należy również zauważyć, że jest nieprawdopodobnym, by takie mocarstwo jak USA opierało w tym czasie swoje decyzje na doniesieniach jednego polskiego szpiega.
Reasumując, cały ten artykuł Piotra Bączka jest jednym wielkim zbiorem domysłów, życzeń i przeinaczeń. Jeżeli nawet dane dostarczone przez polskiego szpiega były cenne, to nie upoważniają do twierdzenia, że doprowadziły do zatrzymania komunistycznego marszu i spowodowały rozbrojenia sowieckiego straszaka nuklearnego. Wszyscy przecież dobrze wiedzą, że Związek Radziecki przegrał wyścig zbrojeń, ponieważ nie wytrzymał rywalizacji na polu gospodarczym.
Pułkownik podający głównym uczestnikom obrad dokumenty do podpisu, nigdy nie może być zaliczony do uczestników tych obrad. Wówczas był taki zwyczaj, a obecnie czynią to sekretarki. Funkcja ta pozwoliła mu niewątpliwie do skopiowania zawartych tam treści i przekazania ich swoim mocodawcom. Jeżeli ten fakt jest zbyt mało ważny do tworzenia historii, to świadczy o słabości tej historii.
Chór wielbicieli wzywający władze RP do przyznania pułkownikowi K Orła Białego i stopnia generała, powinni być cierpliwi, bowiem w ostatnich dwóch dekadach zarówno stopień generalski, jak i to najwyższe polskie odznaczenie na tyle zdewaluowały się poprzez awansowanie i odznaczanie ludzi miernych, a często wręcz niezasługujących, że nie zasługuje na specjalną uwagę.
Adam Zawrat.
Następne pytanie to jakie były motywacje Kuklińskiego? Czy wysoki oficer, który żyje w luksusowej willi, do pracy jeździ limuzyną, a na śniadania połyka rarytasy z Paryża, może marzyć o ryzykownej ucieczce na Zachód? Jeszcze jedno: czy luksus, który przerasta możliwości większości oficerów dorównujących Kuklińskiemu rangą nie powinien zwrócić uwagi kontrwywiadu? Odpowiedź brzmi: tak, powinien i zwrócił uwagę. Prof. Paweł Wieczorkiewicz mówił kiedyś o wysokim rangą oficerze Wojskowej Służby Wewnętrznej, który nadzorował Sztab Generalny, w tym Kuklińskiego. Dziwiło go, że chodź obaj są pułkownikami, to Kukliński ma świetny samochód, piękną chałupę i jacht. Doniósł przełożonym, a ci stwierdzili, że kierownictwo służby wie o wszystkim. – Sprawdziliśmy – powiedział oficer w rozmowie z prof. Pawłem Wieczorkiewiczem – kierownictwo nie wiedziało. W takim razie pewnie wiedziało to kierownictwo w Moskwie. Może więc Kukliński nie był polskim patriotą, którego trzeba wynosić na narodowe sztandary, a wiernym komunistą?
Młodszy syn pułkownika Ryszarda Kuklińskiego, Bogdan, nie został wcale zamordowany przez KGB - dowiedział się "Wprost" z trzech niezależnych źródeł. Amerykańskie służby zmieniły mu tożsamość i objęły programem ochrony świadka.
Według oficjalnej wersji Bogdan Kukliński zaginął w sylwestrową noc 1993 roku, kiedy razem z kolegą wypłynął w rejs u wybrzeży Florydy. Oficjalnie podano, że jacht został przewrócony przez falę, mężczyźni utonęli, a ich zwłok nie odnaleziono.
Tyle tylko, że w tym czasie morze było zupełnie spokojne. Ponadto na pokładzie jachtu, na stole, ratownicy znaleźli puste szklanki i kieliszki. Niemożliwe, aby fala morska, która strąciła dwóch dorosłych mężczyzn, nie zniszczyła naczyń.
Co ciekawe: mężczyzna, który tej nocy towarzyszył Kuklińskiemu, oficjalnie zmarł 10 lat wcześniej. Zdaniem informatorów "Wprost" był to oficer CIA używający nazwiska osoby nieżyjącej, a rzekome ofiary morza tuż po północy przesiadły się na inny jacht.
Leszek Szymowski
W ocenie byłego szefa polskiego wywiadu, rodzina płk. Ryszarda Kuklińskiego wcale nie została w tragiczny sposób rozbita przez odwet ze strony sowieckich służb specjalnych. Dotąd sądzono bowiem, że to zlecenie z Kremla sprawiło, iż Bogdan Kukliński zaginął bez śladu podczas rejsu morskiego zimą 1993 roku, a Waldemar Kukliński został zamordowany latem 1994 roku przez nieznanych sprawców.
W środę gen. Marek Dukaczewski przekonywał jednak, iż najwyższy czas, by o losach najbliższych pułkownika Kuklińskiego powiedzieć prawdę. Jego zdaniem, prawdą jest tymczasem, że synowie Ryszarda Kuklińskiego żyją. Całe zamieszanie wokół ich śmierci miało być jedynie dezinformacją.
- Według mojej intuicji, obydwaj synowie pułkownika Kuklińskiego żyją. Ich pobyt w Stanach zalegalizowano, dlatego, że podatnik amerykański nie będzie płacił za ochronę, bezpieczeństwo osób, które były na krótkiej liście "BIGOT", a więc najcenniejszych agentów Stanów Zjednoczonych - stwierdził były szef WSI.
Wcześniej w podobnym tonie o rzekomej tragedii rodzinnej Ryszarda Kuklińskiego mówił także były premier PRL Czesław Kiszczak. - Opowiadano mi, że żona Kuklińskiego była prywatnie w Polsce. Obsiadły ją koleżanki. Współczuły, że straciła dzieci. Odparła: "Przestańcie, żyją" - mówił w rozmowie z "Dziennikiem Gazetą Prawną" już listopadzie 2009 roku.
Nigdy nie poznałem Zbigniewa Romaszewskiego osobiście, ale podobnie jak wielu Polaków znam jego historię.
Tak się dziwnie złożyło, że jednym z pierwszych tekstów jakie drukowałem w podziemiu stanu wojennego było właśnie jego bardzo poruszające przemówienie. Los chciał, że również ostatnim tekstem jaki w podziemiu wydrukowałem było wznowione po długim czasie to samo przemówienie. Ten fakt sprawił, że z tym większym zainteresowaniem przyglądałem się ostatniej dyskusji na temat odszkodowania przyznanego Zbigniewowi Romaszewskiemu za dwa lata spędzone w więzieniu w czasie stanu wojennego. Temat sporu nie tylko ciekawy, ale też drażliwy i z tego powodu nie było dla mnie zaskoczeniem, że wzbudził wiele emocji. Byłem przekonany, że lektura opinii innych wystarczy mi do moich osobistych przemyśleń i nie zamierzałem zabierać głosu w tej sprawie. Aż do momentu kiedy w obronę pana Zbigniewa Romaszewskiego zaangażowała się jego córka pani Agnieszka Romaszewska. Jej decyzja na pozór jak najbardziej zrozumiała.
Na swoim blogu dziennikarka odpowiadała więc dzielnie na wiele uzasadnionych i czasem bardzo bezpośrednio wyrażanych zastrzeżeń i opinii. Pośród wielu mniej lub bardziej słusznych argumentów pani Romaszewska postanowiła prezentować jeden jako wyraźnie ważniejszy od innych i przez to wielokrotnie powtarzany. To właśnie ten argument nakazał mi włączyć się w dyskusję. Nie uczyniłem tego na jej blogu, gdyż jego właścicielka postanowiła z widocznym uporem unikać odpowiedzi na zasygnalizowany przez kilku rozmówców ten właśnie aspekt sprawy.
Pani Agnieszka Romaszewska podejmuje więc polemikę z pytaniami typu: „Czy powinno się wystawiać rachunek za opozycyjną działalność? „Czy jej ojciec powinien taki rachunek wystawiać podatnikom, którym wiedzie się dużo gorzej niż jemu? Czy siedem kadencji senatora i związana z tym emerytura to niewystarczające podziękowanie za jego działalność? I wiele innych. Do tego czasu czytałem z zaciekawieniem i bawiłem się w myślach polemiką z jej mniej lub bardziej logicznymi uzasadnieniami.
W pewnym momencie pojawił się jednak ten koronny argument, który pani Romaszewska sprowadza do stwierdzenia, że „funkcjonariusz aparatu represji nie powinien być ceniony wyżej od byłego więźnia tegoż aparatu”. I tu mnie poniosło. To z pozoru słuszne stwierdzenie jest w przypadku pana Romaszewskiego niczym innym jak tylko przykładem aroganckiej hipokryzji. Pani Agnieszka Romaszewska podczas dyskusji z lubością przypomina fakt, że jej ojciec był przez siedem kadencji wybranym przez obywateli senatorem i z przekąsem gani rozmówców uwagą, że jeśli źle wybierali to jest to ich problem.
Przypomnę więc pani Romaszewskiej, że jej sławny ojciec był również częścią innego gremium, zwanego popularnie okrągłym stołem. Przypomnę również, że do reprezentowania Polaków w tej zdradzie pan Romaszewski nie został nigdy wybrany przez żadnego obywatela, w żadnych wyborach. Nie było żadnego referendum ani chociażby głosowania w Komisji Krajowej Solidarności. Ojciec pani Agnieszki Romaszewskiej zawarł tam umowę z oprawcami narodu, od którego nie dostał na to pozwolenia. To on postanowił reprezentować rodaków bez ich przyzwolenia w umowie z komunistami, którą to umowę większość z nas uważa za haniebną. Nie ma jednak znaczenia czy ktoś podobnie jak ja i wielu Polaków uważa tą umowę za zdradę czy jak Wałęsa, Geremek, Mazowiecki i oczywiście Zbigniew Romaszewski uważa ją za obalenie czegokolwiek.
Najważniejsze jest to, że tam właśnie nie kto inny, a pan Romaszewski zagwarantował niekaralność i tym samym zachowanie wszystkich przywilejów wspomnianym przez jego córkę funkcjonariuszom aparatu represji. Pani Romaszewska wydaje się zapominać, że jej ojciec był w porozumieniu okrągłego stołu członkiem zespołu ds. reformy państwa i sądów (!)
Tak więc szanowna pani Romaszewska, to właśnie pani ojciec wspólnie z komunistami „zreformował” nam państwo w taki sposób, że esbeccy bandyci otrzymują dziś emerytury większe niż ich ofiary! To właśnie on „zreformował” nam sądy tak, że podczas gdy on otrzymuje ogromne sumy za swoje uwięzienie, inni byli więźniowie są w tych sądach wyszydzani, poniżani i odprawiani z kwitkiem. Jeżeli więc czuje pani potrzebę pouczania i pożalenia się na tą niesprawiedliwość to myślę, że zna pani nazwisko adresata. Wystarczy zajrzeć w dowód osobisty. I niech pani nie mówi, że zasług pani ojca nikt nie docenił, bo gdyby nie one to dawno nazwany by został zdrajcą.
Lech Zborowski
wzzw.wordpress.com
Kukliński był zupełnie inny niż filmowy Jack Strong. Ale to film będzie tworzył jego obraz. Tak zostało zaplanowane
Kukliński szpiegował od zawsze. Najpierw kolegów dla polskich służb, potem dla CIA. Był megalomanem. A także urodzonym blagierem, wielokrotnie zmieniającym swój życiorys i snującym na temat swoich możliwości kosmiczne historie. Kochał kobiety. Zawsze miał dużo pieniędzy, co u syna pracownicy pegeeru mogło dziwić. Był szpiegiem jak z powieści Johna Le Carrégo. Był zupełnie inny niż filmowy Jack Strong.
Ale to film będzie tworzył jego obraz. Tak zostało zaplanowane.
Władysław Pasikowski, opowiadając, jak przygotowywał się do filmu „Jack Strong”, otwarcie to przyznał: „Praca producentów nad scenariuszem trwała wiele lat. Ja dołączyłem na późnym etapie i mogłem skorzystać z wieloletniego researchu. Miałem do dyspozycji kopie dokumentów i wywiady z takimi postaciami jak eksoficer CIA David Forden, który bezpośrednio »prowadził« pułkownika jako najcenniejszy kontakt w sowieckiej strefie. Mój research dotarł także do zwierzchników Fordena, ambasadora Jerzego Koźmińskiego, a nawet samego prof. Zbigniewa Brzezińskiego. Praca nad pierwszym zapisem trwała więc wiele lat, a ja, pod uważnym okiem pani producent Sylwii Wilkos, pisałem swoją wersję jakieś dziewięć miesięcy”.
Innymi słowy, świetny reżyser i znakomici aktorzy zostali włączeni do projektu na jednym z ostatnich etapów, w zasadzie przyszło im tylko dobrze odegrać rozpisane przez producentów role. Jakie? Pasikowski o tym mówi – o Kuklińskim opowiadają eksoficer CIA, jego zwierzchnicy, Zbigniew Brzeziński… Nie słychać za to, by mówili o nim oficerowie, którzy pracowali z nim w Sztabie Generalnym lub byli na kursach w Moskwie. Ci, którzy znali go w latach 50. Można więc iść o zakład, że filmowy Ryszard Kukliński ulepiony został według prostego schematu: oto twardziel, który porzuca zło i wybiera dobro, czyli CIA.
Ten schemat, gwarantujący sukces kasowy, ma jeden feler. Jack Strong niewiele będzie miał wspólnego z prawdziwym Kuklińskim. Ale na pewno wpisze się w mit budowany od wielu lat przez amerykański wywiad i niektóre koła polskiej prawicy – „pierwszego polskiego oficera w NATO”, który odmienił losy świata. Nie był „pierwszy” i na pewno nie odmienił losów świata ani nie był tak krystaliczną postacią, jak przedstawiają hagiografowie.
W jego życiorysie jest zadziwiająco wiele białych plam, zagubionych dokumentów, zaskakujących awansów. Za wielce prawdopodobną należy uważać hipotezę, że służył także Rosjanom i to byli jego główni mocodawcy.
Jak było naprawdę? By odpowiedzieć na to pytanie, trzeba by wyjaśnić co najmniej kilka zagadkowych epizodów w jego życiu. Sięgając głęboko w przeszłość.
Co się zdarzyło
we Wrocławiu?
W świecie służb specjalnych, gdy szuka się odpowiedzi, kim jest człowiek, którym się interesujemy, sięga się do jego przeszłości, do kluczowych wydarzeń w jego życiu, do ludzi, którzy decydowali o jego losach. Także do czasów najdawniejszych. W przypadku Kuklińskiego jest to bardzo trudne, jeśli nie niemożliwe. Z zaskakującego powodu – nie można znaleźć potrzebnych materiałów. Już na przełomie lat 1952-1953 teczka personalna Ryszarda Kuklińskiego została bardzo mocno przetrzebiona. Owszem, zachowały się w niej akta personalne z okresu jego pracy w Straży Ochrony Obiektów, ale nie ma np. podania o przyjęcie do oficerskiej szkoły piechoty. W sumie stwierdzono brak ponad 20 dokumentów!
Co takiego mogło się zdarzyć, że w apogeum stalinizmu „poprawiano” teczkę 22-letniego chłopaka? Czym się zasłużył? Kto chciał coś ukryć i przed kim?
Kukliński, rocznik 1930, w dorosłe życie wkroczył bardzo szybko, bo zaraz po zakończeniu wojny rozpoczął pracę w Straży Ochrony Obiektów we Wrocławiu. W tamtym czasie była to formacja ściśle współpracująca z Urzędem Bezpieczeństwa i z Informacją Wojskową, które wówczas nadzorowali oficerowie radzieccy.
7 marca 1946 r. Kukliński został aresztowany, oskarżono go o napad rabunkowy z bronią w ręku. 13 kwietnia 1946 r. z aresztu wyszedł. Dlaczego?
Odpowiedź na to pytanie mogłyby dać materiały z jego teczki personalnej. Nie ma ich jednak. Jak wspomniałem, na przełomie lat 1952-1953 większość dokumentów została z niej wyjęta. Teczkę tę odtwarzano w roku 1958.
Może więc potrzebne informacje dałoby się znaleźć w aktach sądowych? Nic z tych rzeczy. W roku 1992 (!) usunięto z nich dokumenty prowadzonego wówczas przeciwko Kuklińskiemu śledztwa. Nie wiadomo, kto to zrobił ani na czyje polecenie.
A wiele epizodów z życia Kuklińskiego, zwłaszcza tych sprzed czyszczenia teczki, czyli sprzed 1953 r., jest bardzo zagadkowych. W roku 1948, dwa lata po aresztowaniu, rozpoczął naukę w Oficerskiej Szkole Piechoty nr 1 we Wrocławiu. Dlaczego go przyjęto? Dlaczego aresztowanie z roku 1946 uznano za nieznaczące? Tego nie wiemy.
W 1950 r. decyzją szefa Sztabu Generalnego WP gen. broni Władysława Korczyca Kukliński został wydalony z uczelni. I to w sposób radykalny – nie zaliczono mu trzech lat pobytu w niej i skierowano do odbycia zasadniczej służby wojskowej. Ale już dwa tygodnie później ten sam gen. Korczyc zdecydował o przywróceniu Kuklińskiego do szkoły. Sprawą tą zajmował się również główny inspektor szkolenia gen. broni Stanisław Popławski.
Kukliński został wydalony nie tylko ze szkoły, ale również z PZPR. Ale szybko, na mocy decyzji Centralnej Komisji Kontroli Partyjnej przy KC, członkostwo mu przywrócono. Do akt jego sprawy były dołączone dokumenty Informacji Wojskowej.
O ile samo wyrzucenie ze szkoły jeszcze można wytłumaczyć (Kukliński mówił, że wyleciał za opowiadanie antyrządowych dowcipów), o tyle powrotu i błyskawicznej rehabilitacji nie sposób. Ktoś musiał w sprawie 20-letniego podchorążego interweniować, i to ktoś bardzo wpływowy, mający dojścia do najważniejszych generałów w ówczesnej Polsce.
A przypomnijmy, że gen. Władysław Korczyc karierę wojskową rozpoczął jeszcze w armii carskiej, potem służył w Armii Czerwonej, Polskę pierwszy raz w życiu zobaczył w lipcu 1944 r., kiedy został szefem sztabu 1. Armii Wojska Polskiego. Był pierwszym szefem Sztabu Generalnego WP, do Moskwy wrócił w roku 1954.
Podobnie rzecz się ma ze Stanisławem Popławskim, który został skierowany do polskiego wojska w roku 1944, w stopniu generała majora. Dowodził 2. Armią Wojska Polskiego, po wojnie do 1947 r. był dowódcą Śląskiego Okręgu Wojskowego, a od 1950 r. dowódcą wojsk lądowych i głównym inspektorem szkolenia. W roku 1956 wrócił do ZSRR. I Korczyc, i Popławski należeli do najbliższych współpracowników marsz. Rokossowskiego.
Mimo przerwy w nauce i zawirowań wokół swojej osoby Kukliński został dopuszczony przez przewodniczącego Państwowej Komisji Egzaminacyjnej płk. Pawluczenkowa do egzaminów. W trybie nadzwyczajnym – część przedmiotów zaliczono mu na podstawie ocen okresowych z III roku nauki. A w zarządzeniu prezydenta RP z 1 września 1950 r. o nominacjach oficerskich został wymieniony na przedostatnim miejscu, niezgodnie ani z kolejnością alfabetyczną, ani z uzyskanymi ocenami. Nie uczestniczył również w promocji oficerskiej 3 września 1950 r. Mimo to otrzymał stopień chorążego, wówczas pierwszy stopień oficerski. Następny sukces edukacyjny odnotował dopiero w 1960 r., kiedy zdał maturę.
Po promocji został wysłany nie do odbycia służby w którymś z okręgów wojskowych, jak to było praktykowane, ale do samej centrali, do Departamentu Personalnego MON. I dopiero po dwóch miesiącach skierowano go do służby w 14. dywizji w Pile. Dlaczego? Na czyj wniosek? Jaka mocna służba trzymała nad nim parasol?
Tajemniczy jest też dwumiesięczny pobyt Kuklińskiego w Departamencie Personalnym MON. Dlaczego akurat on tam trafił? Możliwe jest i inne wytłumaczenie – otóż dwa miesiące wystarczały do odbycia szkolenia specjalnego w Oficerskiej Szkole Informacji Wojskowej w Wesołej pod Warszawą.
Informuje nas chętnie
Kolejne lata życia Kuklińskiego są lepiej udokumentowane. W roku 1951 otrzymał awans na podporucznika. W latach 1950-1953 służył w dywizji piechoty w Pile, potem, aż do roku 1961, z dwuletnią przerwą na Szczecin, w Kołobrzegu. W 1960 r. zdał maturę, potem rozpoczął studia w Akademii Sztabu Generalnego w Rembertowie, a po nich pracę w Sztabie Generalnym.
W Kołobrzegu razem z Kuklińskim służył m.in. ojciec obecnego generała Waldemara Skrzypczaka. Generał tak o tym mówi: „Ojciec i jego koledzy zachowali złe wspomnienia na jego temat. Uważali, że żył ponad stan. Wypominali, że kiedy wszystko było na przydziały, jemu starczało np. na kupienie kutra, przerobienie go na jacht i pływanie. Kiedy inni mieli pustą kieszeń, on na swoje imieniny zapraszał wszystkich oficerów garnizonu. O czym to świadczyło? Ich zdaniem o tym, że Kukliński już w latach 50. pracował dla sowieckiego wywiadu”.
A co z jego współpracą z polskimi tajnymi służbami? Tu już nie jesteśmy skazani na domysły. Zachowała się bowiem jego karta operacyjna, którą upublicznił Sławomir Cenckiewicz w artykule w „Uważam Rze Historia” (6/2012). Karta dokumentuje współpracę Kuklińskiego od roku 1962 (już po likwidacji Informacji Wojskowej) z Zarządem II WSW (kontrwywiadem wojskowym). Współpracę tę utrzymywał jako „osoba zaufania” (OZ). W wypadku oficera starszego, członka PZPR, oznaczało to „osobowe źródło informacji” (OZI).
Innymi słowy, jeżeli na temat współpracy Kuklińskiego z Informacją Wojskową od lat 40. możemy tylko spekulować, to pewne jest, że od 1962 r. był nie tylko zwykłym oficerem Wojska Polskiego, ale również agentem WSW. Używając języka polskiej prawicy, donosił wojskowej bezpiece na kolegów.
Co mało zaskakujące, tak chętnie o sobie mówiący Kukliński o tym, że był tajnym współpracownikiem WSW, nigdy nie wspomniał. A był, jak wynika z zapisów w karcie, pożyteczny. Odbierający od niego informacje funkcjonariusze kontrwywiadu mieli o nim jak najlepszą opinię. „Oficer pozytywnie do nas ustosunkowany. Informuje nas chętnie”, czytamy w karcie.
Kukliński ukrywał, że był tajnym współpracownikiem WSW – dziś zatem, zgodnie z obowiązującą ustawą lustracyjną, nie mógłby pełnić funkcji publicznych.
Humorystyczne jest zachowanie prawicowych historyków i publicystów wobec tego faktu. Sławomir Cenckiewicz tłumaczy, że Kukliński chciał w ten sposób lepiej zamaskować swoją współpracę z Amerykanami. Trudno te słowa traktować poważnie. Chyba że ktoś uwierzy, że przyszły Jack Strong już w 1962 r. wiedział, że dziesięć lat później zgłosi się do Amerykanów (zakładając, że zgłosił się sam). To taka sama logika jak ewentualne tłumaczenie, że płk Światło starał się o pracę w X Departamencie, żeby potem mieć materiał do pogadanek w Radiu Wolna Europa.
Pułkownik wykonywał również zadania dla Zarządu I, czyli wywiadu. Obie służby wykorzystywały go, gdy pływał prywatnym jachtem po Bałtyku i Morzu Północnym, zawijając do portów Niemiec, Holandii, Belgii i Francji. Te rejsy odbywały się od roku 1964 aż po lata 70. Kukliński wykonywał przydzielone mu zadania, a po powrocie składał służbom meldunki. W planach przyszłej wojny z NATO obszary północnych Niemiec i Danii miały być rejonem działań wojsk polskich. Akurat do tego, że podczas rejsów po Bałtyku i Morzu Północnym wykonywał zadania rozpoznawcze, Kukliński się przyznał.
Zadania dla kontrwywiadu i wywiadu wypełniał również podczas pobytu w Wietnamie, od listopada 1967 r. do maja 1968 r. Jego wyjazd na Półwysep Indochiński w ramach Międzynarodowej Komisji Nadzoru i Kontroli został uzgodniony między Zarządem I (operacyjnym) a Zarządem II (wywiadowczym) SG WP.
Pułkownik jechał do Wietnamu i wracał stamtąd z opinią oficera szczególnie zaufanego. Po zakończeniu misji w Indochinach wrócił do Sztabu Generalnego. Tam brał udział w planowaniu inwazji wojsk Układu Warszawskiego na Czechosłowację w 1968 r., na ten czas został oddelegowany do usytuowanego w Legnicy stanowiska dowodzenia naczelnego dowódcy Zjednoczonych Sił Zbrojnych Układu Warszawskiego marsz. Iwana Jakubowskiego.
Wietnam w życiorysie Kuklińskiego zajmuje zresztą miejsce szczególne. W opinii wielu badaczy to właśnie tam został zwerbowany przez wywiad amerykański. I tam przeszedł ze szczebla „szpiega krajowego” na szczebel międzynarodowy.
Haga czy Wietnam?
Spór o to, kiedy Kukliński nawiązał kontakty z Amerykanami, dzieli badaczy. Zgodnie z jego wersją, nastąpiło to latem 1972 r., podczas kolejnego rejsu po Bałtyku i Morzu Północnym. Załamany interwencją w Czechosłowacji i przebiegiem wydarzeń grudniowych miał się zdecydować na nawiązanie współpracy z Amerykanami. Wysłał więc list w podwójnej kopercie do attaché wojskowego USA przy ambasadzie w Bonn, a potem, 18 sierpnia, odbył pierwsze spotkanie w Hadze. O tym spotkaniu opowiada też mediom uczestniczący w nim oficer CIA David Forden, który później był wieloletnim oficerem prowadzącym Kuklińskiego.
Oficerowie służb specjalnych, z którymi rozmawialiśmy, powątpiewają w tę wersję. Wszystkie służby z największą ostrożnością podchodzą do oferentów, najpierw długo ich sprawdzając. Po drugie, wysłanie oferty listem to zbyt wielkie ryzyko – nigdy nie wiadomo, co z nim się stanie, do czyich trafi rąk. I w zasadzie trzeba założyć, że będzie kontrolowany przez kontrwywiad niemiecki. A może i inne służby, np. wschodnioniemieckie, które na terenie RFN czuły się jak u siebie w domu. Po trzecie, Kukliński nie znał angielskiego. Trudno więc sobie wyobrazić jego kontakty na obcym terenie. Jest zatem bardziej prawdopodobne, że został zwerbowany przez Amerykanów podczas misji w Wietnamie.
Interesującą teorię zaprezentował gen. Franciszek Puchała w książce „Szpieg CIA w polskim Sztabie Generalnym”, która w najbliższych tygodniach ma się ukazać nakładem wydawnictwa Bellona. Otóż gen. Puchała łączy te dwie opinie – jego zdaniem, Kukliński był obserwowany i typowany do werbunku przez wywiad amerykański jeszcze w latach 60., zwerbowano go w Wietnamie w 1968 r., a w roku 1972, po czterech latach uśpienia, rozpoczęto współpracę.
Najważniejszymi elementami byłby więc Wietnam i skłonność Kuklińskiego do wydawania pieniędzy. Wietnam w tamtym czasie był miejscem, w którym Amerykanie prowadzili szeroko zakrojoną operację werbowania polskich oficerów i dyplomatów. Wykorzystywali do tego służby południowowietnamskie, nad Polakami pracowała też grupa oficerów amerykańskich mówiących po polsku. A ze wspomnień oficerów służących w tamtym czasie w Wietnamie wynika, że Kukliński stwarzał wiele okazji, by znaleźć się w kłopotliwej sytuacji.
Gen. Franciszek Puchała przytacza wypowiedź płk. Stanisława Śledzia, który służył w tamtym czasie w misji w Sajgonie: „Okazji (werbunku) było wiele. Wspólne spotkania towarzyskie z dużą wódką polską i amerykańskim burbonem w ramach współpracy na grupie, wspólne wychodzenie do sajgońskich barów, gdzie oprócz drinków i muzyki dziewczyny do towarzystwa zapraszały do osobnych pokoi »gościnnych« i za odpowiednią opłatą bawiły gości do białego rana. Jak głosiła fama, płk Kukliński był kochliwy, mógł zostać uwikłany w romans i być potem szantażowany. Duża wolność i swoboda przebywania bez świadków i kolegów na terenie Sajgonu, a także »na grupach« uniemożliwiała, według mego doświadczenia, skuteczną pracę oficerów naszego kontrwywiadu”.
Za to bardzo ułatwiała pracę służbom USA.
Zresztą sam Kukliński napomykał, że znalazł się w kłopotliwej sytuacji. Mówił o tym podczas jednego z rejsów jachtem po Bałtyku gen. Mieczysławowi Dachowskiemu (wówczas pułkownikowi). Opowiadał, że tuż przed powrotem do kraju został doszczętnie okradziony i na miejscu musiał się zapożyczyć u dwóch pań. Pożyczkę pokwitował i zobowiązał się do jej zwrotu. Nie wiadomo, jak później wykorzystano jego podpis i jak zwracał zaciągnięty tam dług.
Nikogo to jednak nie zainteresowało. Dlaczego?
Za tydzień:
• Dlaczego w Sztabie Generalnym nie zwracano uwagi na niemożliwy do wytłumaczenia wysoki poziom życia Kuklińskiego?
• Jakie materiały pułkownik przekazał CIA?
• Czy naprawdę uchronił świat przed III wojną światową?
• Czy mógł być podwójnym agentem, służąc również GRU?
Kukliński był kapitanem znajomy podporucznikiem z ciekawością oglądał jego nowy Taunus co było rzadkością nawet wsród pułkowników. Kukliński szepnął mu dyskretnie, że ma żonę z Grójeckiego i teściowie sadownicy im kupili. Skąd pochodzi jego żona Bóg tylko raczy wiedzieć.
Robert Walenciak
PS: Książeczek Kula Lis nie czytam.